Jak napisać dobrą książkę? Na to, tak jak na dobre SEO, nie ma jednego, uniwersalnego przepisu. Może być za to ułożony proces i profesjonalne wsparcie – wtedy szanse na sukces rosną jak na drożdżach.
Spis treści:
- Fakty na początek
- Po co książka agencji SEO
- Jak to wszystko się zaczęło
- Etap 1: Struktura i plan pracy
- Etap 2: Pisanie, redagowanie, obróbka tekstu
- Etap 3: Zderzenie z rzeczywistością
- Podwójna wartość, podwójny kłopot
- Współpraca redakcyjna i skład
- Jak spadać to z wysokiego konia
- Premiera i pierwsze wrażenia
- Czego uczą nasze błędy
- Podsumowując w kilku punktach
Sprawdź też:
Fakty na początek
8 grudnia 2022 roku wydaliśmy sporą książkę o SEO. O wszystkim, co trzeba wiedzieć, żeby wypozycjonować samodzielnie swoją stronę. Napisaną przystępnym i maksymalnie „nietechnicznym” językiem.
SEO Samodzielni. Uczymy, jak robić SEO to kilkanaście lat doświadczenia i wiedzy zebranej w Top Online zredukowane do jednego projektu.
Nad treściami, które zostały bazą książki, pracowałem już od marca 2021, czyli w sumie prawie dwa lata. Od decyzji o tym, że zaczynamy przygotowywać książkę do momentu publikacji i uruchomienia sprzedaży minęło jednak zaledwie 6 miesięcy.
Krótko? To zasługa dobrego procesu i współpracy z genialnym teamem, bo książkę wydaliśmy w self-publishingu, ale nie zrobiliśmy tego sami.
W całym procesie wspierał nas Imker (będący zresztą naszym klientem) i współpracująca z nim Manufaktura Książki. Ze świetnych usług Imkera korzystamy zresztą dalej, bo obsługują oni magazynowanie i wysyłki książki oraz dostarczają nam oprogramowanie sprzedażowe.
Tak czy inaczej, zebraliśmy już trochę opinii i wiemy, że zrobiliśmy dobrą robotę. Czas więc pokazać, co działo się za kulisami.
Skąd pomysł, żeby agencja SEO miała swoją książkę? Jak ją pisaliśmy? Jak wyglądał proces wydawniczy? Jakie błędy popełniliśmy? No i ile nas to wszystko kosztowało? Odpowiedzi poniżej :)
Po co książka agencji SEO
Książką SEO Samodzielni ma parę punktów zaczepienia.
Przede wszystkim to ukłon w stronę naszej społeczności SEO Samodzielnych (już ponad 2000 osób!). Stąd zresztą wziął się pomysł, o czym za chwilę.
Jakby nie patrzeć to też część naszej strategii marketingowej, a konkretnie tego, że uczymy pozycjonowania, budując przyjazny wizerunek branży. Dzielimy się wiedzą i pokazujemy, że SEO nie jest żadną czarną magią – można je robić samemu i to z sukcesami.
Jest i aspekt bardziej osobisty, czyli spełnienie dwóch potrzeb:
- Uporządkowania wiedzowego bałaganu o SEO panującego w sieci.
- Podsumowania lat doświadczenia zebranego w agencji.
Inspiracji było wiele, ale najważniejsze to:
- nasz własny kurs pozycjonowania – kurs SEO Samodzielni, a konkretnie pozytywny odbiór naszych treści,
- działalność Ewy i Krzysztofa Bartników (czyli Imker oraz publikacje „Historie Twórców”),
- współpraca z agencją Kommunikat,
- księga Adsów agencji Tigers.
Jak to wszystko się zaczęło
Dawno, dawno temu, pewnego wiosennego poranka, do głowy Marcina (CEO Top Online) jak grom z jasnego nieba wpadła myśl: „książka o pozycjonowaniu!”…
No dobra, nie do końca :)
Nie było tak, że nagle zdecydowaliśmy się na napisanie książki i „ot tak” to zrobiliśmy. W pewnym sensie wynikła ona z poprzednich działań.
W dużym skrócie:
Najpierw powstał kurs SEO Samodzielni, którego podstawową wersję (pierwsze 35 wpisów) wypuściliśmy w świat we wrześniu 2021, razem z rebrandingiem i nową stroną Top Online.
Parę miesięcy później wokół kursu zaczęliśmy budować społeczność na Facebooku, a gdy ta się już trochę rozwinęła, to zaczęliśmy prowadzić SEO webinary.
Książka to kolejny krok – i wcale nie nasze ostatnie słowo, bo organizujemy właśnie naszą pierwszą konferencję SEO, a w zanadrzu mamy jeszcze trochę ambitnych planów :)
Wracając, nasza publikacja zaczęła powstawać w maju 2022.
Wszystko zaczęło się od maila, którego fragment pozwolę sobie tutaj pokazać:
W skrócie: ni stąd, ni zowąd (bo nie znałem wtedy jeszcze planów chłopaków) dostałem propozycję przygotowania książki. Zaplanowania, ułożenia i przygotowania treści, a potem poprowadzenia współpracy z zewnętrzną firmą. Podczas gdy dotychczas tylko „pisałem do internetu”.
No i nie miałem być tylko ghost writerem czy edytorem, ale współautorem. Niezłe wyzwanie.
Przez dwa dni pobiłem się trochę z myślami, ale odpowiedź już od początku mogła być tylko jedna…
I tak to się zaczęło.
Założenia były proste:
- Podchodzimy do tematu całościowo – od definicji do praktyki.
- Kładziemy nacisk na użyteczny układ treści i prosty język, żeby tekst był zrozumiały dla każdego.
- No i nie piszemy od absolutnego zera, za punkt wyjścia bierzemy artykuły naszego darmowego kursu SEO.
Ustaliliśmy, że książka będzie przede wszystkim pełnym przewodnikiem o pozycjonowaniu od zera. Dla każdego, kto chciałby zadbać o ruch z Google na swojej stronie lub zacząć pracę w SEO.
Cel był więc następujący: zebrać wiedzę, którą mamy w agencji, usystematyzować ją i zawęzić do tego, co użyteczne, a potem przedstawić maksymalnie prosty i przystępny sposób.
We współpracy z Imkerem wyznaczyliśmy kwestie techniczne i deadline. Książka miała mieć pierwotnie około 200 stron A5. Do redakcji miała trafić do końca sierpnia, a do czytelników przed świętami. Wszystko ustalone.
Na przygotowanie treści miałem w efekcie 4 miesiące – nie za dużo, ale szczerze mówiąc, wtedy się nad tym za bardzo nie zastanawiałem.
Etap 1: Struktura i plan pracy
Pracę nad książką zacząłem od ułożenia jej struktury, czyli wypisania rozdziałów i ich zawartości (hasłowo). Potem przeszedłem żmudnego modyfikowania, układania i weryfikowania z założeniami. Jeśli miało się udać, to tylko z konkretnym szkieletem publikacji.
Na szczęście nie zaczynałem pracy z czystą kartką, bo miałem do dyspozycji cały nieźle ułożony już kurs SEO, który wcześniej pisałem. No i chłopaków pod ręką.
Wiedziałem, że mogę utknąć tutaj łatwo na próbach dopracowania planu do perfekcji, więc dałem sobie na to dwa tygodnie – sztywny termin. Nie chodziło o to, żeby mieć pełny spis treści, który już się nie zmieni. To miał być tylko rozkład jazdy, w miarę konkretny, ale nadal elastyczny plan.
Na marginesie: praca nad książką nie wyłączyła mnie z innych, regularnych obowiązków. Była dodatkowa, ale dostałem na ten cel trochę więcej swobody. Udało mi się więc „upakować” ją w regularne godziny pracy (a przynajmniej z grubsza).
Tak czy inaczej, układanie struktury treści przypominało trochę Tetrisa, tylko takiego, w którym nic nie znika.
Są takie gierki logiczne na smartfony: masz zestaw elementów, które muszą do siebie pasować i tworzyć jakiś kształt, np. kwadrat. Trzeba tylko odszukać odpowiednią kombinację – taką, która nie zostawi żadnych pustych miejsc. Sukces gwarantuje mieszanka planowania z metodą wieeelu prób i błędów.
Streszczając jakieś 14 dni kombinowania: pierwsze briefy były gotowe końcówką maja 2022. Pełny, zaakceptowany koncept i plan działania miałem już na początku kwietnia.
Plan prac, który sobie wtedy napisałem wyglądał mniej więcej tak:
- Do konceptu (ramowego spisu treści) zbieram teksty, które już mamy (kurs SEO Samodzielni, blog i inne).
- Następnie czytam je wszystkie, sprawdzam, czego nam brakuje i tworzę listę treści mających powstać od zera.
- Treści „od zera” (około 30-40% książki) zlecam do przygotowania chłopakom w procesie zbliżonym do tego, w którym powstają artykuły na naszego bloga*.
- Redaguję, rozwijam i poprawiam zebrane teksty we współpracy z Marcinem i Kamilem.
- Redaguję, rozwijam i poprawiam teksty nowe (pisane przez chłopaków).
- Sprawdzamy całość i wprowadzamy poprawki.
- Przekazujemy książkę do w ręce specjalistów od self-publishingu.
*Proces, o którym mowa w tekście Dobry artykuł na bloga w 30 minut. W dużym skrócie: specjalista przelewa na papier mniej więcej ułożoną wiedzę, a ja „robię” z tego pełny tekst.
Etap 2: Pisanie, redagowanie, obróbka tekstu
Jak zaplanowałem, tak zrobiłem. Pracę nad rozdziałami zacząłem więc od zebrania treści, które już mieliśmy i dopasowania ich do struktury książki. Potem zaczęło się czytanie i szukanie/wypisywanie tego, czego brakuje… a trochę tego było.
Koniec końców stworzyłem sobie proces, który miał mi pozwolić zrealizować projekt bez nadmiernego naciągania godzin pracy.
Upychając dość mocno inne obowiązki po innych dniach, wygospodarowałem sobie wtedy cały jeden dzień w każdym tygodniu roboczym. Założyłem, że będę w stanie tego dnia przygotować dwa podrozdziały. No i ruszyłem do boju.
Bardzo szybko okazało się jednak, że przeceniłem swoje możliwości. Zarówno w kwestii „upychania zadań” po tygodniu, jak i powtarzalnego pisania dwóch podrozdziałów za jednym zamachem. Okazało się, że jednak nie działam jak fabryka :)
Swój schemat działania przerobiłem więc na „dwa podrozdziały albo 8 godzin pracy”. Zawiesiłem w czasie wszystkie dodatkowe prace poza książką, przez pozostałe dni robiłem, co mogłem, żeby nic nie zachodziło mi na dni, w których miałem działać nad naszą publikacją.
I to już miało szansę powodzenia.
Rozpisałem listę zadań, wyznaczyłem parę wewnętrznych terminów kontrolnych co do postępów i cóż… Pisałem, redagowałem, poprawiałem, układałem, dopytywałem, przygotowywałem ilustracje i tak w kółko, aż do końca mojej listy.
Osobiście czas ten wspominam jako dość… intensywny. Nie tylko w złym tego słowa znaczeniu, bo praca nad książką mocno mnie wciągnęła. Bywały dni, w których potrafiłem siedzieć nad nią bez przerw w skupieniu przez dobre kilka godzin.
Nauczyłem się też przy okazji mnóstwa rzeczy, które przydają mi się teraz na co dzień, ale ten temat pozwolę sobie zostawić na osobny artykuł.
Tutaj muszę zaznaczyć tylko jeden element:
Ten proces nigdy nie zadziałałby bez zaufania ze strony chłopaków i przyjęcia jasnych ustaleń co do treści. Po powstaniu pierwszych fragmentów mogłem swobodnie działać, uwagi i korekty zostawiliśmy sobie koniec.
Rola Marcina i Kamila w powstawaniu książki polegała na zbieraniu i dostarczaniu wiedzy oraz sprawdzaniu faktów. Ja miałem pisać i przedstawiać całość w przystępny sposób.
Etap 3: Zderzenie z rzeczywistością
Tygodnie mijały, a my pracowaliśmy jak wcześniej, w międzyczasie tworząc książkę. Chłopaki rozpisywali kolejne fragmenty wiedzy o SEO, a ja systematycznie rozwijałem je i przerabiałem na kolejne elementy, z których wyrastały podrozdziały.
Jak to z pisaniem, całość nie szła super gładko i bezproblemowo. W międzyczasie pojawiały się mniejsze i większe zgrzyty, błędy i wątpliwości, jak w każdym projekcie. Mimo wszystko ciągle robiliśmy postępy, ale jak się później okazało, byliśmy w tyle.
Im bliżej byliśmy sierpnia, tym bardziej oczywiste stawało się, że nie zdążymy – termin się przeciągnie i to nie o parę dni. Wizja terminowej publikacji i wysyłek przed świętami zaczęła się powoli oddalać, więc trzeba było coś z tym zrobić.
Nasze obawy rozwiał ostatecznie Krzysztof Bartnik, który zapewnił nas, że zdążymy ze wszystkim (redakcja, korekta, skład i druk), o ile tylko będziemy mieć gotową treść przed końcem września. Zaczęliśmy działać ze zdwojoną siłą.
Ostatnie poprawki tekstów do książki (a więc i jej treść) domknąłem dosłownie na ostatnią chwilę, 30 września. To jednak nie zraziło Krzysztofa i jego zespołu – wręcz przeciwnie, prace ruszyły pełną parą, prawie że od razu (czapki z głów!).
Najtrudniejsze było za nami, a przynajmniej tak myśleliśmy, bo największy zgrzyt w całym projekcie dopiero się na nas czaił.
Podwójna wartość, podwójny kłopot?
Już gdzieś w połowie prac jasne było, że przekroczymy zakładane pierwotnie 200-250 stron. Nikt nie spodziewał się jednak, że aż tak.
Objętościowo opracowałem prawie dwa razy więcej treści, niż zakładałem na początku. Wiedziałem o tym. Nie miałem jednak pojęcia, jak dużo stron w druku doda to do całości w połączeniu z prawie dwusetką grafik i naszym „ultraprzejrzystym” podejściem do projektu wewnątrz książki.
Ostatecznie stanęło na 542 stronach publikacji (!).
Żeby było śmieszniej, z ramowego spisu treści usunęliśmy grubo ponad dwa rozdziały, które uznaliśmy za zbyt odbiegające od założeń (pierwotnie miało być ich aż osiem). Co więcej, obrabiając teksty, w dużej mierze je skracałem – redukowałem do jak najbardziej zwięzłych zdań.
No i cóż, książka urosła w pisaniu, okej, ale przez to pojawił się problem, który zapowiedziałem wyżej: razem z ilością stron urosły też koszty publikacji, a przede wszystkim druku.
Na tym etapie zdecydowaliśmy wstępnie, że w takiej sytuacji musimy drukować bez kolorów, że książka będzie czarno-biała.
Współpraca redakcyjna i skład
Praca nad tekstem zaczęła się więc, jak już pisałem, błyskawicznie.
Nad przekształceniem naszej gotowej treści w książkę czuwał Piotr Wierzbowski, twórca Manufaktury Książki (z którą współpracuje Imker).
Pierwszym etapem była redakcja, w tym wypadku uproszczona, bo mieliśmy już gotową strukturę, a i sam temat był na tyle niestandardowy i techniczny, że komuś spoza branży ciężko byłoby zasugerować większe poprawki.
Polegała ona głównie na sprawdzeniu tekstu pod kątem językowym i stylistycznym oraz naniesieniu poprawek/ewentualnych sugestii.
Ten etap prac był dla mnie ciekawym doświadczeniem. Dotychczas nie miałem okazji do współpracy redakcyjnej czy edytorskiej nad swoim tekstem z kimś z zewnątrz, więc zyskał na tym mój warsztat copywriterski.
Potem tekst książki przeszedł korektę literową, w której po mojej stronie leżało właściwie przeglądanie i akceptowanie poprawek.
Kolejno trafił już do składu, czyli ułożenia pod kątem druku i zaprojektowania układu w środku. Na tym etapie pracowaliśmy na bazie Brandbooka Top Online, tak by osiągnąć spójność publikacji z naszą identyfikacją wizualną.
Po pół roku pracy folder projektu po mojej stronie wyglądał tak:
Od przekazania tekstów do plików książki gotowej do druku minęło niecałe dwa miesiące – ekspres, ale zdecydowanie nie kosztem jakości.
W tym miejscu po prostu muszę pochwalić Piotra i osoby zaangażowane przez niego w proces wydawniczy. Chylę czoła za jakość pracy, terminowość, otwartość i ogólnie świetną współpracę. Nie wyobrażam sobie powstawania tej książki bez waszego wsparcia.
Jak spadać to z wysokiego konia
Wiedzieliśmy, że druk będzie kosztować dużo więcej, niż planowaliśmy, dlatego najpierw chcieliśmy zrezygnować z kolorów. Po głębszym zastanowieniu zaczęliśmy obawiać się jednak, że nasza książka na tym straci. Ma przecież mnóstwo kolorowych grafik, screenshotów i wyróżnień ułatwiających czytanie.
Zleciliśmy więc wyceny w kilku wariantach.
Okazało się, że druku 1000 egzemplarzy w kolorze (co zakładaliśmy od początku) podniesie koszty projektu do poziomu, w którym przekroczymy budżet… ponad dwukrotnie!
Stanęliśmy więc przed dylematem.
Wybrać druk czarno-biały? Odchudzić książkę? Zmniejszyć nakład? A może kompletnie porzucić książkę drukowaną i wydać tylko e-booka?
Brak kolorów niszczył część założeń, podobnie jak sam e-book, przez co brak druku nie wchodził w grę. Jasne było też to, że nie da się ot tak wyrzucić rozdziału czy dwóch, a mniejszy nakład okazał się jeszcze droższy.
Dawid i Marcin (CEO Top Online) mieli więc trudny orzech do zgryzienia, a ja czekałem na decyzje.
Po paru dniach zapadła. Dostałem maila, otworzyłem go, a to, co przeczytałem, w pierwszej chwili zaskoczyło i mnie. Drukujemy w pełnym kolorze, idziemy na całość. Dlaczego tak, zamiast usuwać rozdziały, drukować książkę bez kolorów i minimalizować koszty?
Z tego miejsca muszę szepnąć miłe słówko odnośnie do tego całego projektu.
Dostałem w nim dużo zaufania i w zasadzie wolną rękę w realizacji, co mega mi się podobało i za co jestem bardzo wdzięczny. Mogłem się wykazać – i myślę, a przynajmniej mam nadzieję, że się (nomen omen) spisałem :)
Premiera i pierwsze wrażenia
Na początku grudnia 2022 książka SEO Samodzielni trafiła do naszego biura we Wrocławiu i do magazynu Imkera, który zapewnia nam fulfillment. Jak już pokazywałem na początku, sprzedaż uruchomiliśmy niewiele później, 8 grudnia.
Zaraz po starcie książką obdarowaliśmy najbardziej zaangażowane osoby z naszej społeczności. Rozdawaliśmy ją też na finale SalesAngels.
A jaki był odbiór? Pozwolę darować sobie nasze wrażenia, a zamiast tego wrzucę parę opinii:
Czego uczą nasze błędy
No właśnie, co mogliśmy zrobić lepiej i czego nauczyło nas wydanie własnej książki?
Popełniliśmy w zasadzie tylko jeden duży błąd początkującego: daliśmy się zaskoczyć ogromowi wiedzy, którą mieliśmy do przekazania. Nie doceniliśmy tego, jak dużo doświadczenia i wiedzy zebrało się przez te lata :)
Wydawało się nam, że upchniemy całe SEO na 200-300 stronach, a do tego wyjaśnimy je przy tym prostym językiem, od zera. Okazało się, że trzeba na to, co najmniej dwa razy tyle, a to pociągnęło za sobą koszty i opóźnienia w przygotowaniu treści.
Czy mogliśmy się lepiej przygotować? Może tak, może nie. Nikt z nas nie napisał wcześniej żadnej książki, a jednak zrobiliśmy to. Wydaliśmy konkretny poradnik o SEO, jedyny taki w Polsce i zbieramy pozytywny feedback. Pełen sukces.
Pół żartem, pół serio osobiście żałuję tylko jednej wyjątkowo bolesnej literówki, która nam wszystkim umknęła, a została wydrukowana na tysiącu egzemplarzy (ale nie zdradzę, gdzie się znajduje… bo może nie zauważycie :D).
Podsumowując w kilku punktach
- Wydaliśmy książkę o SEO – pełny kurs pozycjonowania w jednej pozycji.
- Powstała ona dla naszej społeczności, jako nasz wizytówka i część edukacyjnej misji.
- Stworzyliśmy ją w zaledwie 6 miesięcy, ale część jej tekstów powstała już od 2021 roku.
- Pierwszym etapem powstawania naszej książki było ułożenie struktury i zaplanowanie pracy nad treścią.
- Drugi etap to praca nad treścią w procesie zbliżonym do tego, który stosujemy na naszym blogu.
- Całość urosła w trakcie pisania prawie dwukrotnie, przez co ledwie zdążyliśmy dokończyć treść w umówionym terminie.
- Zespół Imker i Manufaktury Książki stanął na wysokości zadania, przeprowadzając pełny proces wydawniczy w zaledwie dwa miesiące.
- Wraz ze wzrostem liczby stron znacznie wzrosły jednak koszty druku.
- Mimo to poszliśmy na całość, przekraczając prawie dwukrotnie zakładany pierwotnie budżet.
- Koniec końców nakład trafił do magazynu początkiem grudnia, wówczas też uruchomiliśmy sprzedaż.
- … a pierwsze opinie mówią same za siebie :)